poniedziałek, 30 października 2017

oranyboskie!

Ludzie biegną w autobusie, chociaż nie wiedzą, kto idzie za nimi.

[tłum. z norw.]

środa, 18 października 2017

Wall of Doom

Wchodzimy w zapowiedziane głębiej z murem. 
Łowcom nagród i łolhanterom rzucimy garść murowanych tropów.




Po pierwsze mur został zaślubiony dewastacji już wcześniej. W zeszłym roku dłoń wandala nakreśliła go znakiem zagłady. Trudno więc uznać za przypadkowe, że wywrócił się centymetry tuż obok klątwy i rok potem właśnie. Zdewastowane zostały sekwencje cegieł między filarem nr 8 do nr-u niemal 13 na kierunku wschodnim, a sam przeklęty doom goes no boom.
Czy to wręcz nie niemożliwe, nie?




<>

Po drugie, tam ciągle się schodzą i patrzą ludzie. Poniżej widzimy kręcącą się parę, kochającą mur akurat na odcinku zdewastowanym i krwawem potem. Niby zaduma, ale różnie bywa. Obserwujemy też kolejny slajd, jak ktoś czarny zbiega i oddala ogrodzenie jak oparzony, zaś mur się na niego wychyla i skłania. Parzy się również w tym samym miejscu dewastacji
z przyszłości i ewidentnie coś kłamie. No coś takiego, prawda? Czy to nie dziwne i nieprzypadkowe?




Wzdłuż muru snują się też auta osobowe lub ciężarówki znające niejedne transy. Na poniższym slajdzie widzimy jak cegły kruszeją i dopasowują do zarysu naczepy z Koszalina. Mimikra popada w empatię, empatia w chlorofil, a ten finałowo rozkwita bajecznym drzewem, summa summarum. Trop o samozwaleniu jest jednak najmniejszym i najmniej godnym do przyjęcia, bo odbiera nadzieję.


<>

Kolejna tropa, no właśnie, drzewa! Drzewa mogły tego dokonać swą niewidoczną częścią. Mur w miejscu dewastacji i tak był mocno wychudzony, na jedną cegłę, w trakcie ćwierć wieku właścicielstwa właścicieli wychylony już tak bardzo mocno ku ziemi, że wszyscy myśleli, że lada dzień się wyścieli, i wyobraźnią widzieli, że zaraz podrzucone korzeniem cegły rozpiszgną się na zewnątrz, co w końcu wszyscy zobaczyli, bo zrelacjonował to na ciepło ważny portal o wypadkach i stłuczkach TVN Warszawa.


I tak jak liczba mnoga w gończym afiszu Biernackich sugeruje pomoc zorganizowaną, to tytuł tefałenu wprowadza w Bierniku dodatkową mnogość gazowni (tj. "wolskie gazownie"), no ale dziennikarze motoryzacyjni mogą się za dobrze nie znać na wszystkim. Jest również możliwość, że TVN Warszawa zaczął wreszcie informować warszawską gwarą, ale jeden tytuł skowronka nie czyni.

Drzewa to potęga, nie należy z nimi wchodzić w bójkę, a fundacja właścicieli Woli wykarczowała ochoczo mnóstwo drzewostanu po linii prośby konserwatora Michała i społeczników Zwoli. Oby pozostałe drzewa w gniewie za poległych bohaterów nie roszsadziły samych zbiorników, a nie tylko ich okalenia.




<>

Trip czwarty jest bardzo następny. Podejrzewa działalność zorganizowaną. Wiadomo, że od wielu lat działa w stolicy gang doktora Burzymurka. To on odpowiada za liczne dewastacje warszawskich murów.

W lutym 2011 burzył na Bródnie,


w marcu 2012 zawalił powązkowski na Smętnej,


aby kilka miesięcy później podjąć nieudaną próbę dewastacji na ulicy Spokojnej.


W tym roku wypłynął na mury krajowe i zdemolował Kraków, a odbyło się to 24 września – o zgrozo! rety! – na 3 dni przed nocą zagłady Prądzyńskiego!


Z kolei doniesienie od słuchacza pod poprzednią audycją mówi już o wampirze szalejącym liczbie pojedynczej na całym Szląsku i 1 milionie nagrody (to jest dopiero nagroda!).


Podsumowując. Widać, że sama fundacja optuje się na "gang doktora", bo używa liczby mnogiej w ogłoszeniu wskazującym (że "sprawcy"). TVN rozmnaża gazownię, ale trudno wyczuć stanowisko co do liczby bandziorów.

<>

Kolejny szerlok pochodzi od niedopałka. Od wielu miesięcy na terenie zbiorników trwa mozolny teren budowy i wejście zabronione. Strop wyższego zbiornika jest styropianizowany i to właśnie wtedy spadający niedopałek papierosa mógł się zatlić, zająć mur dewastacją, a nawet zranić jakieś przechodzące dołem nocne dziecko.




Nie jest to pozbawiona teoria, ponieważ na początku września spłonęło biuro parkingu mamy Mariusza & Co. (Prądzyńskiego 11, na przeciwko zbiornika). Szczęśliwie nie było ofiar, ale ucierpiało kolekcjonowane latami mienie, a spółka musiała przenieść swoją siedzibę na sąsiednią, strategicznie i numerologicznie nieporęczną, posesję nr 13. Lecz nie z nami ta numerologia. Parkingi nie płoną se bez powodu i mocodawcy.




Dzieci w dole są w tym rejonie szczególnym oczkiem u wagi, ponieważ fundacja w temacie "pojęcia" stawia sobie na celowniku krzewienie dzieci
w kulturze technicznej.
 Jeden z donosicieli pod tekstem w tvnwarszawa wskazuje je nawet jako bezpośrednich wykonawców dewastacji muru.


No, jak tak można? Tutejsze dzieci nigdy nie bujają.

<>

Po szóste: ochrona. Dewastacja odbyła się kilkanaście metrów od parterowego apartamentu ochrony. Niemożliwością wręcz wydaje się, że niedopałek lub gang steroryzował mur pod rosłym nosem ochroniarzy.
A jeśli to sami strażnicy coś tu trenowali nocą? ćwiczyli na ogrodzeniu paralizator, kopy spółobrota lub lewe ciosy sierpniowe? Trzeba by w sprawie spersonalizowania sprawcy podjął czynności wykrywcze odpowiednio zzadaniowany policjant, cytując słowa pani komisarz oficer prasowej praskiej. W wolskich kolosach miesza się obecnie tylu robotników ochrony, temat leży na styku tylu powiązań z politykami, gangiem, Gandhim i prokuraturą, że wyłuskanie tego igłą będzie niesłychanie wręcz niemożliwe.




Ochrona kolosów w olejnej impresji znanej wolskiej artystki Pauliny Kosowskiej robiącej w poetyce płótna i świętości. Trzeba podkreślić, iż tota sama poetka, która namalowała zjawiskową melancholię na temat postaci w niemieckim hełmie chcącej wydostać się z bunkra na Górczewskiej. Do nabycia na koszulki, nogawki, proporce, dziary.

<>

I wreszcie ostatnie: zapomniana rozbiórka. Wiosną na znak wykazania się pracą państwo fundacja rodziny poczęli rozbierać teren, demontować rzeczy, detonować zieleń i studzić protesty, tak więc przy okazji mógł też zostać rozebrany fragment ogrodzenia, który roszpizgnął się nocą z 27 na 28 września. Rozebrano przeszłość, aby posunąć ją w przyszłość.

Jak zapowiadaliśmy wcześniej – klandestino, kamfora, kamorra i nic tu więcej słuchaczu nie wyniuchasz.


sobota, 14 października 2017

Wiek dewastacji

Na dzielnie padł blady strach i ludzkie pojęcie o wyobrażeniu.
Sąsiad patrzy sąsiadowi z ukosa, czy nie ma aby kawałka muru na rękach, czy aby gaz mu się z mankietów nie sypie. Zaś za wskazanie można dostać przysmaczek.


Cholera! Cholera jasna! Przecież podobnie było już równo przed stu laty,
gdy w cholernym 1917 roku (za gubernatora Beselera i tego cholernego Gazowego Towarzystwa z Dessau) zniszczono drewniane ogrodzenie na gaz! Fakt, wtedy w Warszawie panował ciężki głód, mróz, Niemiec i niemoc okupacyjnej nocy. Fak. Na opał rozebrano wszystkie nie tylko płoty, ale też otaczające na ogół Wolę cholerne wiatraki. A jak wiadomo wiatraki muszą być zdrewniane, bo sieją wiatr, fck.
Wtedy właściciele Woli nie funkcjonowali jeszcze fundacją, a już fundowali 10 tysięcy.


Teraz nie ma jeszcze okupacji, lecz jest dewastacja i apel rodzinnej fundacji
o beżowej nazwie. Co możemy wyczytać z apelu? Widzimy, że "Pojęcie o wyobrażeniu" o nic nie prosi. Jedynie twardo informuje i rozdaje stawkę.
Po prostu wie, że są sprawcy i że nieuchronnie nagrodzi za ich wskazanie. Wyciąga też rękę. Roszplakatowała się szeroko po drzewach, po szkwerach, po zakazach pisania. Właściciele Woli mogą wieszać gdzie chcą.

Pojawił się również ich kolorowy apel w "Echo na Woli", krótkiej gazecie, skierowanej głównie do czytelnika nie używającego Adblocka.

Sto lat temu sprawcy zostali wskazani, skazani i powieszeni.
Ale jak będzie tym razem? Czy wskazanie nastąpi za podaną kwotę, czy mieszkańcy Woli nabiorą wodę i podbiją właścicielom stawkę? W końcu co to jest 10 tysięcy? Dwa ajfony lub słoik kawioru? Heelo o oooł *
_________
* w wersji agent Cooper

Wkrótce będzie więcej slajdów, więcej murów i gazów! Już jutro rozmnożymy różne teorie, czyniąc szerokie dewastacje! Uchylimy rąbka wielkiego clandestino i chwycimy brzeżka nadziei!
Kombak!


niedziela, 8 października 2017

No More War i Sawa


Dzień dobry. Będziemy się kręcić w kółko w kółko, będziemy wciąż się znajdować pod wiaduktami tych samych Górczewskich, obok produktu bunkru schrona.
Uwaga! Tam od tygodnia chce wyjść ze środka drzwiami mały powstaniec w hełmie lub dorosły Niemiec w niemieckim hełmie takim samym jak ten duży na fioletowym obrazie z komiksoową rzezią na Płockiej. Tam zaklęty amonitem i tam stamtąd chce się wydostać na szaniec w takim dramatycznym zataczającym łuk geście, takim na wpół rozczapierzonym wymachu zastygły, niczym ten z praskiego kościuszkowca pomnika lub ma Nika, którą sprowadzili w dół z placu Teatralnego, gdy popsuto plac.
Tak. Mały chce wydostać. Chce się zastygnąć do współczesnych ludzi i do Woli z metrem.

Poprosimy spojrzeć sami w piaski! brrr.. ciarki same biegają.
No i te ekspresyjne tyczki jeszcze drągi robiące wokół zbrojenia, wybuch
i więcej ciarek jak w pomniku sapera.


Można by go osadzić w żywicy lub azocie i dać pomnik, że Nigdy Więcej Wojny! No More War i Sawa! No More War i Sawa! No More War i Sawa!

________________
Oprócz tego przesuniemy się wcześniej lub dalej na północ i zauważymy, że bunkier na Obozowej został już ze środka wypiaskowany, wrejestrowany do zabytków i powypadany na pamiątkę z różnych panzerfaustów i miotaczy.
To tak zwana zardzewiała śmierć. To było tak niedawno.

Stejtjun! Rest in peace & love!


poniedziałek, 31 lipca 2017

Odbrukany tobruk Górczewskiej


Tym razem świadczymy odkopanie trochę już wcześniej odkopanego baubunkra 58, czyli ringformy 58c przy wiadukcie na Górczewskiej. 

Przez bez mała wiele lat wystawał mu tam tylko bezwstydnie fragment pośladka, dość szybko skryty pod koronką nielegalnej koronczarki Nespoon. Teraz, po usunięciu warstwy, ukazało się, że pod ziemią bieleje równie nielegalna linia wytwórni makaronu, sprowadzona przez drastycznie zdelegalizowany Instytut Kultury Wietnamskiej (działający w dawnej Fabryce Fotografii przy ulicy Wolskiej 43).


Odkryci na gorąco mali pracownicy, rozpierzchli się przed koparnianemi łyżkami i innym ciężkim sprzętem na wszystkie strony, i – jak to się mówi – wsiękli jak kamfora na polu ryżowym.


Obecnie w tobruku prowadzone są intensywne czynności (stołeczny Michał + wojewódzki Kuba + fundacja  + milicyjni saperzy z milicyjnymi psami oraz digitalizacją).

Jednak w przededniu wybuchu Siedemdziesiątej Trzeciej Rocznicy warto by tam koniecznie zadbać o akcent patriotyczny: udekorować niemiecki bunkier w kotwice, ustawić donice i wsadzić kwiatka lub flagę, ewentualnie pokryć muralem w niemieckim hełmie z orzełkiem. Sam biało-czerwony zakaz ruchu to zdecydowanie za mało, by podkreślić, żezwyciężyliśmy my, anieoni.


Strabag jest przecież uznanym znawcą flag, zaś jakaś donica z parku lub sprzed urzędu idealnie wpasowałaby się w dziurę na strzelca. Problem mógłby być tylko z wyborem-kolorem. Urząd Zielnicy mógłby tedy na swym homepejdżu wysondować kolejną ankietę, z pytaniem

Czy donice w hitlerowskich bunkrach winny być: 
a. niebieskiee
b. czerwonee

piątek, 14 lipca 2017

Pod tobrukiem


Z okazji destrukcji stuletniego wiaduktu na Obozowej, który nie był mazowieckim zabytkiem, ukazał się w bocznej krasie jeden z obwodowych tobruków, czyli ringstandów, czyli schronów, tzn. znanych i lubianych bunkrów hitlerowskich. Do tej pory, przez lata całe od wojny wystawał mu tylko za krzakami górny otwór na Niemca, a teraz Budimeks z koleją odkopali wejście na całą załogę Niemców.


Ze względu na to, że mazowiecka kolej zaprojektowała oprócz wiaduktów pozbyć się również bunkrów, należy czem prędzej biec tam z łopatką saperką i znaleźć sobie jakąś niemiecką pamiątkę na pamiątkę – hełm, granat lub chociaż skrawek betonu niczym z berlińskiego muru.
Widok jest niecodzienny, bo większość warszawskich tobruków jest zakopana po otwór i tylko dwa są zupełnie wydłubane z ziemi: na działce po drugiej stronie Obozowej i w Muzeum Powstania nie wiadomo po co, bo te schrony nie walczyły podczas zrywu.


Bez schronów obwodowych pozostaniemy zupełnie bezbronni
i osamotnieni,
 jak pierwszego września i sierpnia oraz 13 grudnia.
Kolej nie wyciągnęła nauczki z historii i co gorsza chce nas wszystkich pociągnąć. To bardzo niedobrze. Bez bunkrów nie ma historii.

Przypominamy również ciepłe słowa skierowane do świeżo odkopanych bunkrów w roku 2011, gdy PKP prała brudy przed Euro.

W finale kategorycznie zaprzeczymy twierdzeniu, iż w bunkrach z betonu nie ma wolnej miłości. Całą sytuację opiszemy z detalami w jednej z następnych audycji, stejtjun!

sobota, 8 lipca 2017

Kapliczka przy metrze


Kapliczka z ul. Górczewskiej w bardzo nowej szacie. Niemal równie dramatycznej jak pobliska kamienica "pod stalowym hełmem" sPłockiej 41. Dramatycznej jednak nie aż tak, bowiem tamten dramat jest piękny,
tęczowo wielobarwny, zaś ten krwawiący cegłą, surowy, coś jakby obgryziony, a na dodatek zwieńczony krzyżem.


O wędrówce kapliczki na Syreny donosiliśmy w styczniu. Potem zafoliowano ją tylko w błękitny całun i pozostawiono w ciszy.

O tym, że obecnie coś zdarzyć się może zapowiedzieli z hukiem bogowie sprzed tygodnia, gdy w trakcie burzy gniewnie rozpękł się klon tuż obok kaplicznej zagrody (przed Gromowładnym drzew nie ochronią nawet drewniane pancerze).


W każdym razie, do nas zdecydowanie bardziej przemawia wersja obecna – dramatycznie obgryziona. Ceglane rany mówią o losach i zawieruchach, zaś półksiężyc wschodzący na rozłupanym drzewie w tle wnosi szczyptę turecką, gülermakową – w duchu ekumenizmu i wzajemnego metra.


A suchacze co o tym myślą? Za to, że suchacze myślą przewidziano cukierek!

wtorek, 13 czerwca 2017

Spocztówką śród hełmu


W dniach ostatnich apoteoza niemieckiego hełmu poczęła nabierać rozpędzonych fioletów.
Wykonawcy wałkowali sceny rzezi w fioletowym kamuflażu. Wyprofilowali nakarczek i cyzelowali rancik. Od entuzjazmu widzów odgrodzili się metallowym płotem.
Nareszcie stahlhelmowa całość zaczęła się konsekwentnie współgrywać
z galerią stielhandgranate 43, granatów trzonkowych, strzegących dachu Płockiej 41. Brawo!


Publiczność w dole rzęsiście komentuje i popada w ckliwe zadumy. Wyczekuje hełmowi montażu orzełka. Spłoszone widokiem Niemca samochody zaliczają pierwsze stłuczki.


Życie na Woli po powrocie Niemca toczy się swoim stałym, stale obojętnym rytmem: Metro rozgrzebuje ziemię i wycina drzewa, kolej wycina drzewa
i rozgrzebuje tory, entuzjaści fotografii analogowej rozkręcają po kawałku biurowiec Fotonu, a osiedle Ronsona wciąż truje. Stejtjune!