wtorek, 21 grudnia 2010

38. gtwb > Przycupnięcie uboczne


[Czysto informacyjnie]
Znane i lubiane mediolańskie monidło typu SD 80, gnijące na Czystem
od wieków, zmieniło kamuflaż oraz miejsce pobytu: aktualnie przycupnęło na peronie nieistniejącego dworca.


_________________________________
* chała i szybka flegma dla MK za cennik (ze wskazaniem na pstrykanie fotek)

Plus uzupełnienie świeżymi, dziejszymi nocnikami, czyli jak fala sobie blękitnieje nocą.



Plus, korzystając z okazji, że na antenie nadaje Błękitna Fala — kilka archiwalnych slajdów z początków epoki cyfrowej i początków epoki malatury (czyli kiedy ciapciaki w spodniach z krokiem do kolan odkryły,
że za granicą sprejuje się wagony i jak to się rozwinęło na przykładzie biednego błękitka).



I upierzenie finalne, chyba najczęściej rejestrowane, z zeszłego roku.

Plus bonusowy, wyprztykanie zamykające, czyli podążamy błękitnym śladem w stronę odolańską.

Bezdyskusyjnie, najprzelegendarniejszym błękitkiem Odolan był błękitek pod specjalnym nadzorem — wóz załogi tzw. Pogotowia Technicznego.


To on był podstawowym narzędziem slużacym do zamiatania pobojowisk
po katastrofach kolejowych. Teraz głównie wystepuje w cyrku,
na kolejowych festynach.

Jego załoga mieszkała, a jakże, w wagonie załogi, także a jakże, koloru błękitnego. Zaś w razie potrzeby — przy katastrofach trudnych i szczególnie nieprzyjaznych — załoga mogła zapuścić błękitnego żurawia.



Błękitna fala powróci w eter wraz z końcem remontu. Będziemy się
z pewnością zachwycać. Póki co, zatrzymujemy kciuki.


czwartek, 16 grudnia 2010

Przygoda z Czeszką

Szukaliśmy niedawno Czeszki i oto nadesłane via Gogla efekty:


Naturalnie, rozchodzi się o Czeszkę Bohdana, autora biblijnego, wolskiego Pokolenia. Onegdaj mówiliśmy o samym Wajdo-filmie a teraz udało się wreszcie zgłębić w pierwowzór (przygody związane z nieistnieniem tej książki wyjaśniono komentarzem w Czasie Przeszłym, który ją u siebie niesystematycznie naświetla).

Za to tajemnica braku Czeszki Bohdana ostatecznie wyjaśniła się wczoraj! Powodem jest specyficzna wyszukiwarka wolskich bibliotek. Po prostu System uznał, że Czeszko jest nieistotny.


Sprawa to dość przykra i zagadkowa, bo autor Pokolenia pisał fenomenalnie, zaś sam urząd dzielnicy ma raczej nabożny stosunek do lokalnych publikacji. Na przyklad druga wolska biblia — "Wola ongi i dziś"
z 1938 roku — trzymana jest w terrarium przy wejściu do urzędu niczem przerelikwia najświętsza. Oryginał jest pod szkłem, zaś na swobodzie hasa
jej kserówka (przykuta łańcuchem, żeby się zanadto nie oddaliła).


Ta księga jest niewątpliwie powodem do dumy. To jedyna przedwojenna publikacja, która tak obficie i szczegółowo opisuje dzielnicę zachodnią (był jeszcze mały wyjątek: "Rozwój Woli i Koła 1934-38", ale cieniutki był, ledwie 24 strony, i miał mało obrazków). Poza tym na "Woli ongi i dziś" żerowało kilka pokoleń historyków, pisarzy, obecnie — blogerów, odpisując z niej co bardziej pikantne szczegóły a właściwie to przepisując wszystko.

I tutaj kolejny ukłon w stronę urzędu Wola. Otóż kilka miesięcy temu pozwolono "biblii" pobiegać w  sieci i można ją podziwiać także tu:
calameo.com. 

Niestety — tu malutkie flegmiątko — ściągnąć do domu już jej nie pozwolono (choć szybko i łatwo można okrążyć tą niedogodność na obkoło).
Grunt, że można ją sfejsbukować, tweetnąć i jest powszechnie dostępna.*

To tyle z frontu bibliotcznego — jak zawsze bez serca, bez uczuć a ostatnio także bez Lumixa — jednym słowem: tyle od sprawdzonego dostawcy
niusów i minusów.
Niebawem coś znowu nastąpi. Stej!

___________________________________
* Analogowym utopistom polecić mozna wizytę w czytelni varsavianów na Koszykowej,
w bibliotece Muzeum Woli lub np. w czytelni na Solidarności, bo tam owa święta księga Woli dostępna jest od lat i to "do łapy".


Piramida strachu

Redakcja boi się ostatnio tego:


Sam opis wystarczy, aby redaktorki pierzchały w mgnieniu, w przerażeniu, pod biurka z efektem gęsia skórka.
Jeszcze nie odważyły się tego obejrzeć. Strach potęguje obawa, że się rozczarują (lub złe pomiesza im rozumy).

środa, 8 grudnia 2010

Krasnal Jot (typu kolejowego)


Ukłońcie się ładnie krasnalowi.

Krasnal Jot, zasiedla rejon przykolejowy. Jest wieloletnim mieszkańcem,
tak szumnie teraz reklamowanej, 19 Dzielnicy i to na długo przed jej powstaniem. Jest mistrzem survivalu kategorii premium, przy którym formy przetrwalnikowe Kamińskich Marków i Rambo Dżonów to zaledwie szkółka niedzielna.
Jedyne co mu potrzeba do szczęścia to przyjazne śmietniki (czyt. nie zamykane na klucz) i dobra cena za kilogram miedzi (obecnie, wg. średnich notowań giełdy rynku wtórnego to 18 zł/kg). Generalnie, to bardzo zadowolony krasnolud. Krasnolud prawdziwie wolny.


Jeżeli nie natkniecie się na niego w trakcie jego rutynowego obchodu,
to zajrzyjcie do jego norki. Jeśli akurat będzie w domu, to może zaprosi was na pokaz wytapiania izolacji. To najprostsza metoda na rozmontowanie miedzianego kabla. Obecna aura sprzyja teraz ogniskowym klimatom a przy okazji można uwędzić jakiś posiłek.
Nie, i proszę się nie obawiać — J. nie poluje na turystów. Jada tylko zabłąkane, dzikie lokomotywy.

Cudzysłów


Ostatnia emanacja twórczości podwórkowych Gustlików.

Ładne


Gdyby wszystkie warszawskie słupy były takie defoltowo... Z glazurowanych płytek lub czegoś w tym klimacie.. Nie trzebaby w ogóle wieszać plakatów — byłoby wystarczjaco ładnie.
Jakoś tak nas wryła w Degola ta obserwacja. Na prawdę kawał uroczego, papierowego, choć ceramicznego w duchu słupa.

Sister Winter


Gramatura

Lekkie nawiązanie do kamienicy Żelazna 65 (a także Fabryki Kamlera, Philipsa, Wuzetki, Spokojnej 3... itede + itepe), czyli cytat ze wstępu
do pięknego folderu — karton, kreda, półmat, gramatura 200 — reklamującego dzielnicę zachodnią:

„Jeżeli ktoś chce być mieszkańcem dzielnicy,
która z jednej strony ma wspaniałą tradycję,
Pole Elekcyjne, Redutę Ordona (!), miejsce pamięci tragicznych dni Powstania Warszawskiego,
czyli coś, co jest historią nie tylko Warszawy,
ale całej Polski, a z drugiej strony chce być świadkiem i w pewien sposób współuczestnikiem zmian na dużą skalę to zapraszamy na Wolę.”
                                          BURMISTRZ DZIELNICY WOLA MAREK A.

Potem następuje naświetlenie "Za co można lubić Wolę", nakreślenie futurologiczne, tj. "Zmiany. Budujemy się", i finałowe czarowanie akapitem "Najwyższe budynki w Posce i... zabytki".
Z wielką radością zatoczymy się koło niego w całości:
„Inwestorzy zaczynają też inaczej patrzeć na możliwości,
jakie daje wykorzystanie zrujnowanych wojną i czasem zabytków. Zaczynają powstawać bardzo ciekawe projekty loftów. Mam tu na myśli dawną fabrykę Lilpopa (?!) przy Prymasa Tysiąclecia czy też starą Gazownię Warszawską. Wszystkiego pilnuje konserwator zabytków. Jest też wiele ciekawych projektow nowoczesnych wysokościowców. Istnieją plany wybudowania przynajmniej trzch budynkow powyżej 200 m. Dzięki rozwojowi Wola będzie miała większą i ciekawszą ofertę handlową, kulturalną, powstanie wiele miejsc, ktore będą przyciągać mieszkańców Woli
i Warszawy”.

Lokalni Obserwatorzy zachowają się względem powyższych słów neutralnie
i wstrzemięźliwie. Zaś do do osoby, które je wypowiada Lokalni mają stosunek wprost entuzjastyczny! Uwielbiają pana burmistrza między innymi za jego duże podobieństwo do ich ulubionego aktora charakterystycznego — niestety wciąż należycie nie docenianego — Zdzisława Kuźniara!
Rola Kuźniara w "Niedzieli Barabasza" Janusza Kondratiuka była mistrzostwem! Aktor jest tak wyjątkowy, że jego pojawienie się w każdym innym filmie wywoływołuje w odbiorniku Obserwatorów natychmiastowy aplauz. Gdyby Tarantino lub Guy Ritchie byli Wajdą, z pewnością poobsadzaliby Zdzisława Kuźniara od stóp do głów!


Niniejszym "Obserwator Lokalny" obiecuje, że gdy tylko wjedzie do mejnstrimu, zatrudni pana Zdzisława przy pierwszej nadarzającej się wolskiej superprodukcji!

Przy okazji, ukłony dla urzędników magistratu.


wtorek, 7 grudnia 2010

Nazi Observer

Po odejściu lumixa, Obserwatorzy wertują się lokalnie starymi księgami, zrzucają ekranami aby ten sposób kompensować brak potencji rejestracyjnej. Trafiają tam na rożne ujęcia, różne kąty i niezwykłe niedowiary. Jednym słowem: rozpoczynamy nowy cykl!
W dzisiejszej obserwacji, będziemy tropić nazistów, aby im wyciąć
Skawinę na czole.

Nazista ma na imię Arthur, na nazwisko Greiser, na imię drugie Karl.

To człowiek wielu zajęć i zaintersowań: był żołnierzem Wielkiej Wojny, kierowcą samolotu, kierowcą taksówki i motorówki oraz holownikiem wycieczek po Gdańsku. W czasie wolnym, zajmował się złością na Polaków.
Raczej mu się nie wiodło...
Do momentu, gdy nie wyciągnęła się poń narodowosocjalistyczna dłoń partii i nie został doń przez dłoń przyjęty w 1929 roku. Zaczynał karierę z pozycji
o numerze 166 635. Z biegiem czasu, malał dystans dzielący go od lidera — członka partii z legitymacją nr 1. W '31 r. Greiser wstąpił do SS (egzamin
z kota zdał celująco). Błyskawicznie przemknął przez wszystkie szczeble esesmańskiej kariery — od szturmfirera do obergrupenfirera. Równolegle robił blitzkotliwą karierę polityczną: w 1934 roku został szefem gdańskiego senatu a w '39-ym — namiestnikiem Gału Warty. Wielkopolska pod jego rządami została zrdukowana do podwielkopolski. O kilkaset tysięcy została zmniejszona również liczba ludności.

Obecnie Gauleiter Greiser ma 113 lat a od 54 lat jest zupełnie martwy. — Karierę zakończył w 1946 roku poprzez publiczne przerwanie rdzenia kręgowego na stokach poznańskiego Fortu Winiary. Wielotysięczny tłum świadków tego wydarzenia przyjął je
z olbrzymim aplauzem; kiełbaski sprzedawał niezawodny G. S. P. Dibbler, zaś kat, który obsłużył szubiennicę, jeszcze tego samego dnia wydawał numerki w poznańskim "Mulęróż".  

A teraz nastąpi zrzut na ekran z całostronicowej reklamy. Vłalaaaaa!


Reklama jest z 1923 roku. Gdyby przełożyć ją na nasze realia, to makler tranzytowy z Długiego Targu 42 Greiser musiałby za nią zapłacić ok. 200 tys. zet (wg. cen najbardziej pazernej reklamowo Wyborczej).
To gdzie tu ta bieda Graiserowa?
BTW, droga od kakao z ryżem do namiestnika Warthelandu jest imponująca. Ale każdy gauleiter musi przecież od czegoś zacząć
(np., ci współcześni, zazwyczaj zaczynają od styropianu lub palenia opon
ze zbożem).

Dziwne, że nikt tej reklamy nie spostrzegł.. (lub spostrzegł, ale Obserwatorzy nie spostrzegli tego spostrzeżenia).

Następne Skawiny niebawem.