Pokazywanie postów oznaczonych etykietą hejt. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą hejt. Pokaż wszystkie posty

środa, 4 marca 2020

Matryks się chmurzy, gniewnieje, robi marsową murawę


Onegdaj, w ostatnich promieniach schodzącej Płockiej, Matrix znowu dał się o sobie we znaki. Wyskoczył, przekrzywił koda i pochłonął niebo.
O tramwajowych przepowiedniach w ogóle można było zapomnieć, bo przejął kontrolę nad całością i wszystkie cyfry pouciekały. Zgasił nawet czas w tym małym telewizorku u góry i aż do zmroku z pudła dobiegały rozpaczliwe krzyki chcących się wydostać cumulusów oraz likwidowanej sieci wolskich autobusów.

No bo jak można było wymazać 155?!
Sto pięćdziesiąt pięć,
czyli najbardziej wolski autobus w historii?!

155, jeżdżący nieprzerwanie od 1962 roku, czyli 155 lat!!! Jeżdżący z dołu do góry, odważnie, spod Legiuni, potem Grzybowską i dalej, w kierunku zachodzących słońc, aż na wieś Strąkową?

A co z 520?!
Już chyba dostatecznie upokorzoną
odebraniem dumnego imienia Jotki
i degradacją z wyfiokowanego Żoliborza
w mroczne ulice wolskiego rewiru..

Teraz, kiedy już wszyscy się przyzwyczaili i uznali 520 za swojaka, a ona też już dawno zapomniała o perfumerii i polubiła szambo na ul. Znanej, właśnie teraz trzeba ją upokorzyć po raz drugi i zesłać do zatrutego spalinami z metra i urzędów Centrum?..
Czy w tym w kółko uśmiechniętym ZTM, rybim ogonem czesnym, nie umieją w ogóle liczyć?! Nie umieją warszawić ludzi?! Własnych pasażerów? Aż tak ich zachłysnęło to metro i wzrost cen za wywóz śmieci?


Jak powiedziała w tramwaju jedna zasłyszana starsza pani drugiej zasłyszanej pani: — Nieeeeeenawidzę metra.

Cała Wola będzie teraz chodzić na piechotę. Tłumy na chodnikach! Będzie jak na przedwojennych filmach o Paryżach północy. Może nawet zrewitalizowana Chłodna się wreszcie zaludni. A śmieci zawsze można nie wyrzucać i trzymać w domu. Wtedy będzie za darmo.

sobota, 20 sierpnia 2016

Biedronki, które nienawidzą kobiet


Po serii ostatnich seansów, czarnych seansów, pomysłów na seanse i balów w Natitnanicu dzieje się to, co już dawno zapowiedziano: Biedronka wbija pazury w Feminę. I to na serio.
Tym razem nie spostrzegliśmy biało-czerwonego łopotu Polski Walczącej (jak na 7-miogrodzkiej). Rozbiórkowym biedronkom powiewa tylko słup
z plakatami "Miasta 44".


Od 1938 roku kino Femina było jakże ulubionym miejscem każdego widza. Widziało wojnę, okupację i przesunięcie kościoła na Lesznie. Miało kino
z al. Świerczewskiego i z al. Solidarności. Miało róg na Marchlewskiego
i JP2. Podczas seansów widzowie bali się, bawili i błagali. To tutaj redakcja spostrzegła swój pierwszy w życiu film: "Pojedynek potworów" (フランケンシュタインの怪獣 サンダ対ガイラ).
I od tej pory widzimy potwory.


środa, 28 marca 2012

Antygloger i Cygani

Długa ciekawostka etnoznawcza od naszego koresspondenta
z Tykocina, Zygmunta Glogera. Ten znany słynny badawca krajowego folkloru zabierze nas w bajkową podróż po tajnych operacjach świata cyganów.
To zarazem ważny głos w dyskusji o atmosferze.



Oryginalna wersja listu dla wzrokowców
i szybszego szczytania >

Wersja tekstowa, z ambientem >
Listy od korresspondentów.
Tykocin. Korrespondent nasz w liście z d. 27-go kwietnia pisze co następuje: Prawdopodobnie jeszcze nigdy tyle band cygańskich nie wtargnęło do naszego kraju, co w roku bieżącym. Uzbrojeni w pasporta zagraniczne, po większej części austryackie, imponując wielkością karawan i wrzekomem bogactwem srebrnych guzów, przedstawiając się za kotlarzy, w dowód czego wożą kotlarski warsztat z sobą, kradną na potęgę wszystko co się da. Kto się dziś na wsi nie przypatrzył temu wyzyskiwaniu, pojęcia o niem mieć nie może. Karawana złożona z kilku, a czasem kilkunastu długich węgierskich wozów, zatrzymuje się zwykle na jakiemś pustkowiu, w zaroślach, niedaleko łąki i gościńca. Pomiędzy dwoma wozami równolegle ustawionemi, zawieszają na drągach dwie olbrzymie, czarne od dymu płachty. Pomiędzy temi płachtami u stropu pozostawiają duży otwór dla dymu z ogniska, które rozniecają wśród takiego namiotu. Po roztasowaniu się w upatrzonem miejscu, rozbiega się czereda po okolicznych wioskach, zostawiając niektóre dzieci, a czasem i kogoś ze starszych do pilnowania obozu. Nigdy Cygani nie idą razem z Cygankami do wsi lub dworu, ale oddzielnie. Są tego pewne powody, a mianowicie najprzód odrębny kierunek działalności. Cyganki idą w dzień, natrętnie żebrzą, wróżą, kładą kabały i kradną z niepospolitą zręcznością wszystko, co się nawinie pod rękę, a zwłaszcza drób domowy, przędziwo, odzież, sprzęty miedziane i srebrne. Cyganka, trzymająca na ręku niemowlę, zapytana przezemnie, gdzie najprzód ukrywa skradziony przedmiot, odpowiedziała najnaturalniej, że chowa pod dziecko. Każda Cyganka, idąca do wsi, ma zawsze przy sobie garść zboża, którem zwabia kury dla łatwiejszego ich schwytania. Gdy kilka Cyganek idzie razem, jedna zwabia, drugie napędzają drób do ręki. Która powróci do obozu bez żadnej zdobyczy, otrzymuje od swego męża lub ojca pewną ilość szturchańców lub harapów po grzbiecie. I to jest powodem, dla którego mężczyźni Cygani nie towarzyszą żonom i córkom do wiosek, nie mogliby bowiem w razie niepowodzenia wyprawy, wkładać całej odpowiedzialności na kobiety.

Operują oni w inny sposób. Zachodzą wszędzie, dopraszając się z równą natarczywością o jałmużnę, o siano dla koni i niby to o robotę kotlarską. Przy tej sposobności przypatrują się, gdzie zamykane są na noc świnie i konie, w którym domu większy dostatek. W nocy idą kraść żywą zdobycz lub przez wydartą w słomianym dachu dziurę zabierają ze strychu gromadzone często przez całe lata zapasy zamożnego gospodarza. Dla koni swoich, w razie braku siana i koniczyny, kradną z pola zboże. Sam widziałem, jak dzieci cygańskie okruszały ze snopów dla koni na wielkie drewniane misy kradzioną pszenicę. Na dowód, że kradzież musi się dobrze udawać, niech posłuży ten fakt, Cygani żyją prawie samą wieprzowiną i drobiem, a nikt jeszcze nie widział chyba, aby gdzie nabywali za pieniądze podobne produkta. Na jarmarki śpieszą skwapliwie, bo są one pożądanem polem dla ich przemysłu. Z ukradzionym koniem Cygan umyka w inną okolicę, proponując po drodze sprzedaż lub zamianę swej zdobyczy i przyjmując nieraz konia gorszego, ale nie kradzionego, z którym nie potrzebuje się ukrywać. Cygani nigdy nic nie kupują, a często sprzedają różne rzeczy, nawet towary. Pracy, ani przednówku oni nie znają, podatków żadnemu rządowi nie płacą, sami dobrze wyglądają i konie mają zwykle tłuste. Gdy kto Cyganom wymawia, że nie pracują, tylko żebrzą i kradną, odpowiadają z całą wiarą wschodnich ludów w przeznaczenie i fatalizm, że na to się Cyganami porodzili, aby żebrali i kradli, a chybaby Pana Boga w niebie nie było, żeby Cygan musiał pracować. Wiara ta udzieliła się poniekąd i naszemu ludowi w jego pojęciach o Cyganach. Darmo bić wilka — mówi chłop — zawsze on będzie dusił barany, kot będzie łowił myszy, a Cygan będzie kradł. Cyganki złapanej na złodziejstwie nie oddają nigdy w ręce sprawiedliwości, a nawet bardzo rzadko Cygana, poprzestając na odebraniu zdobyczy i co najwyżej szturchańcach. To też kara dosięga Cyganów nie więcej niż za jedną z tysiąca popełnionych kradzieży, a stanowiące karę kilkomiesięczne więzienie, jest oczywiście tylko wypoczynkiem po trudach.
Cyganka pochwycona na kradzieży nie traci bynajmniej rezonu; powiada, że kto ją uderzy, temu narzucona przez nią choroba ręce pokręci, a i rękę, która odmawia wsparcia Cygance, także coś podobnego spotkać może. Cygan złapany na uczynku prosi o litość i przebaczenie, ale ostrzega zarazem, że gdyby tego nie otrzymał, to wielkie nieszczęścia spotkają głuchych na jego prośbę. Argumenta te osiągają zwykle pożądany dla Cyganów skutek, co zapewniło im wyjątkowo korzystny proceder bytu i bezkarnego eksploatowania biedniejszych warstw naszego społeczeństwa. Ofiarą bowiem kradzieży padają głównie ci, którzy mają najlichsze zamki, nie utrzymują stróżów do nocnego pilnowania i latem idąc do pracy w pole, pozostawiają domy na opiece dzieci.

Jak widzimy, Cygani, korzystając z ciemnoty naszego ludu i jego wiary w możliwość wszelakiej zemsty, wyzyskują tym sposobem nasz lud na korzyść swoich kieszeni. Przez kilka miesięcy kradną albo wyłudzają; wyeksploatowawszy jedną okolicę, gdy policya zaczyna ich prześladować, przenoszą się do innej, i tak wędrują na zimę ku południowi, żeby z nastaniem wiosny ponowić swoją inwazyę.

Już w roku 1607 żądano przymusowego wydalenia Cyganów z granic kraju. Nie nastąpiło to jednak w skutek oppozycyi posłów, którzy dowodzili, nie można wypędzać ludzi wolnych, wśród których znajduje się wielu dobrych rzemieślników, jako to: kowali, kotlarzy i ludwisarzy, czy odlewaczy cyny i miedzi.

Ale od owych czasów stosunki zmieniły się zupełnie. Mamy dostatek własnych kowali, a nawet kotlarzy i ludwisarzy w kraju, którym obowiązani jesteśmy dać przed innymi zarobek. Goście zaś cygańscy zajmują się dziś prawie wyłącznie rzemiosłem kradzieży i rabunku, a dla samego bezpieczeństwa nikt nie może prezentować im swojej stajni, koni, naczyń miedzianych i t p. Protekcya więc, która przed trzystu laty mogła być dowodem ludzkości i rozwagi, dziś byłaby sankcyonowaniem grabieży i próżniactwa tych dzikich pasorzytów południa.

Zygmunt Gloger

niedziela, 26 lutego 2012

Pociąg do Oświęcimia

Wygląda na głupi żart-kalambur rodem z Bydgoszczy. Niestety, tutaj też byliśmy prekursorami. Nie na taką skalę jak sąsiedzi, jednak koleje toczły się podobną ideą.


Osobne wagony kolejowe dla żydów zaprowadzono na szlaku Oświęcim — Katowice.
Ponieważ w ostatnim czasie zdarzały się częste napaści na podróżujących żvdów, katowicka Dyrekcja Kolejowa wprowadziła osobne wagony dla żydów (na wzór osobnych wagonów dla murzynów w Ameryce) na linii Oświęcim — Katowice. Stanowisko Dyrekcji należy uznać za zupełnie słuszne. Zarządzenie to należałoby wprowadzić w życie na terenie całego państwa. Przeciwko temu zarządzenia strasznie buntują się żydzi. Krakowski organ żydów „Nowy Dziennik" donosi, iż żydzi nie mogą zgodzić się na to zarządzenie, bogiem są w Polsce obywatelami równouprawnionymi z Polakami. Żydzi na dworcu oświęcimskim nie chcieli zajmować tych osobnych wagonów, wobec czego organy kolejowe — jak donosi wspomniane pismo żydowskie — „przemocą wprost usuwały pasażerów żydowskich, broniących się przed tą izolacja". Urzędnicy kolejowi nie pozwalali żydom zajmować miejsc w wagonach dla chrześcian. To zarządzenie władz kolejowych powitane zostało przez społeczeństwo polskie z wielkim uznaniem. Jak się dowiadujemy, przeciwko temu zarządzeniu żydzi wnieśli skargę do Ministerstwa Komunikacji, domagając się jego zniesienia jako rzekomo niezgodnego z Konstytucja, gwarantującej wszystkim obywatelom równe prawa.

poniedziałek, 5 grudnia 2011

Zebra, kaliber 7,65

DISKLAMER: Poniższy materiał służy wyłącznie celom badawczym, nikogo nie popiera i nie lubi. Równocześnie jest nastawiony na popularyzację historii, oraz popularyzację zabijania wśród jak najszerszychrzeszy Polaków.



Wdepnęliśmy ostatnio w Niewiadomskiego i oprócz wielu mrocznych nie-
wiadomych zastanowił nas brak jasności w temacie narzędziowym. Zbrodniczy instrument opisuje się jako: rewolwer, pistolet, hiszpański brauning kal. 7,65, browning małokalibrowy, oraz pistolet-rewolwer dzie-
sięciostrzałowy typu hiszpańskiego

W panującej nam miłościwie kulturze zbrodni, mniej lub bardziej popkultowych zabójstw, oraz morderców-celebrytów istotny jest przecież każdy szczegół. Diabeł w szczególe tkwi, n'espa?
Zapewne każdemu brzęczą w uszach poezje typu: "22 listopada 1963;
Lee Harvey Oswald naciska spust Manlichera Carcano six point fajf milimetra..", "8 grudnia 1980; Mark Chapman strzela ze swojego Smith & Wesson .38 speszal..."
lub "...this is a .44 Magnum, the most powerful handgun in the world, and would blow your head clean off, you've got to ask yourself one question: Do I feel lucky?..."; czy wreszcie: "10 kwietnia 2010, godz. 8:41:06, prezydencki Tupolew Tu-154M de Lux nr boczny 101"...

Także po gruntownych, drobiazgowych i wieloklikalnych badaniach, możemy stwierdzić, iż Eligiusz Niewiadomski, artysta malarz symboliczny zastrzelił prezydenta pierwszego Gabriela Narutowicza z pistoletu Cebra* wz. 16 kal. 7,65 mm. № 78950.



Być może, ten diabeł przyczyni się do bardziej rzetelnego opiewania "człowieka zasad", a Polska wejdzie przebojem na zachodnią arenę zabójców!
Albowiem fraza: "16 grudnia 1921, Zachęta; gdy Narutowicz zatrzymuje się przed obrazem Ziomka, Eligiusz Niewiadomski, wyciąga spod peleryny dziecięciostrzałową Zebrę 7-point-65 milimetra i strzela prezydentowi po czwórkroć w plecy" brzmi odpowiednio popkulturalnie i ubogaca ją nowo-
czesną formą o wiele bardziej, niż ta archaiczna niezborność z hiszpańską pukawką.


__________
* Cebra: hiszp. zebra.


Kończymy część epicką i oddajemy głos komentatorom w studio!


  CZY WIESZ, ŻE?.. 
a. że mylenie pojęć pistolet-rewolwer jest bardzo typowe? Jest to taki sam syndrom jak nazywanie okrętu statkiem, czy schronu bunkrem. Jednak nie należy się tym zbytnio przejmować, jeśli jest się kobietą lub zwykłym człowiekiem. Do takiego nazewnictwa przywiązują skrajną wagę tylko militaryści w spodniach w panterkę lub wojsko.
Gorzej, jeśli te pojęcia myli sąd: (z sentencji wyroku na N.)

Generalnie, pistolet jest narzędziem, które ma magazynek, zaś rewolwer ma bębenek i używali go np. komboje.

b. że Cebra jest to pistolet bardziej znany pod nazwą Ruby?
Czy w ogóle zdawałeś sobie słuchaczu z tego sprawę?! Hiszpania produkowała go w kilkudziesięciu fabrykach i pod różnymi nazwami. W każdym razie, wariant nazwany zebrą trafił do Polski
i był etatowym pistoletem kawalerii lat '20-ych. Niewiadomski pojechał na ochotnika do wojny polsko-bolszewickiej, więc sobie kupił Cebrę w sklepie (mimo to, miał zakaz noszenia jej przy pasie).

c. że Ruby jest wzorowany na Browningu wz. 1903? że strzelał też nabojami brauninga? Być może, właśnie dlatego ta nazwa tak czę-
sto występowała w kontekście narzędziowym.. Np. wielki erudyta, kolekcjoner Włodzimierz Kalicki, w artykule z 2007 r. o zabójstwie Zawady, użył określenia "małokalibrowy browning". Zważywszy na dobrze opisany kaliber hiszpańskiej pukawki, był to błąd (mały kaliber to ok. 5,5 mm).

d. że Cebra/Ruby miał magazynek 9-cio kulkowy, ale po włożeniu jednej kulki w lufę, był już 10-cio kulkowcem? Stąd, pojawiające się podczas rozprawy określenie "pistolet 10-cio strzałowy".

e. że nazwę Ruby nosił na nazwisko również — Jack Ruby, zabójca Lee Oswalda? Wprowadza to nowe światło w i tak już mocno skomplikowanym tunelu prezydenckich morderstw.

f. że potencjalne narzędzie kultu zbrodni przekazano do zakładu medycyny sadowej UW i jego dalszy los pozostaje nieznany? Tip: należy szukać pod nr-em 78950.


g. że Ziomek, którego kontemplował Gabriel Narutowicz w chwili zabójstwa nosi tytuł "szron"? i że jego losy są również nieznane?

Teodor Ziomek (1874-1937), był przede wszystkim malarzem mrożących krajobrazów, z których co drugi nosił tytuł "zima". Ciekawe, czy obraz pojawiający się w filmie "Śmierć prezydenta" (na którego podstawie są 2 pierwsze ryciny) to oryginał, czy rekwizyt? Jeśli oryginał, to losy obrazu urywają się na filmie Kawalerowicza.



Porzucamy szybko duszną rusznikarnię artystyczną i natychmiast przechodzimy w ożywcze źródła:

1. Pasjonująca lektura z 1923 r. pod chwytliwym tytułem: "Proces Eligjusza Niewiadomskiego o zamach na życie Prezydenta Rzeczy-
pospolitej Polskiej Gabryela Narutowicza w dniu 16 grudnia 1922 r. odbyty w Sądzie Okręgowym w Warszawie dnia 30 grudnia 1922 roku. Specjalne sprawozdanie stenograficzne, mieszczące całkowity przewód sądowy, z podaniem dokumentów śledztwa wstępnego, przemówień stron, życiorysu i podobizny oskarżonego".

Pomimo, że pistolet bezimienny, to tam jest właściwie wszystko.
Plus niesamowite monologi Eligiusza. Na tej podstawie, zwrócimy się
do redakcyjnego psychiatry z prośbą o epikryzę oskarżonego.

2. Blog niejakiego Majors'a, którego już w 2010 r. nurtowały typy broni i uzbrojenia Eligiusza. Niewątpliwie, to właśnie Major doszedł do tych samych wniosków jako pierwszy w świecie.

3. Plakacik czcicieli celtyckiego krzyża i pedałowania, również — choć
w dużym uproszczeniu — wskazuje na Cebrę. A ponieważ narodowcy są bardzo przywiązani do celebry, można domniemywać, iż to właśnie oni są w posiadaniu pistoletu nr 78950, zaś narodowy grafik malował
z natury.

4. Bardzo porządny film Jerzego Kawalerowicza "Śmierć prezydenta" (1977). Dbałość o detale jest imponująca, Walczewski gra Eligiusza, zaś Piłsudski przedstawiony jest w klimacie płk. Kurtza z "Czasu apoka-
lipsy". Ale spluwa, pokazująca się przez ułamek sek., jest już fantazją.