sobota, 20 sierpnia 2011

gtwb 46 > o zapachach


Nowy zapach firmy Siekiera, który obecnie wisi i woni w ekspresyjnej witrynce róg Płocka/Wolska.

Poniżej jeden z wolskich aniołów, który mu (jej) uległ.


Jednak źródła zapachowe stolicy, które najbardziej bierzemy pod uwagę to: piekarnie o świcie, podkłady kolejowe (niezależnie od pory), rurki z kremem z Wolskiej 44 i oddech fabryki Wedla na Kamionku.
Reszta to już zapachy napływowe.

Ciekawe doznania poznawcze gwarantuje również przejście śluzą dezynfekcyjną oddzielającą dwa zapachowe światy: centralnodworcowy i złototarasowy. 

8 komentarze:

  1. Podkłady kolejowe to ja jak najbardziej, a do zapachów ciastkowo-kremowych dodałbym Jotkę na Grójeckiej.

    OdpowiedzUsuń
  2. Śluza dezynfekcyjna, dobre ;) Anioł chyba zgubił skrzydła, jak tylko urosły mu nowe ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Takich światów z aromatyzowanymi zaułkami jest więcej, niestety. A w ogóle fajnie, żeś wrócił do internetowego bytu, mam nadziej że na dłużej.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ciekawe ujęcie tematu.Uwielbiam rurki z bitą śmietaną.

    OdpowiedzUsuń
  5. Słyszałem jeszcze o pączkach z cukierni na Górczewskiej.

    Też mam nadzieję, że wracasz na dłużej.

    OdpowiedzUsuń
  6. Dziękuję wszystkim Trzymaczom Władzy i dołączam się do nadziei. Będę częstszy (choć wciąż jest trudno).

    Hrabio, jednym zdaniu spolotłeś 3 zmysły. Brakuje tylko wzroku. A po wzrok najlepiej zasięgnąć w tłusty czwartek gdy jest tam tradycyjnie gigantyczna kolejka.

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie bój, każdemu się zdarza przepić aparat. Ale rób zdjęcia camera obscura; McGyver zrobiłby z kartonika po mleku i sprężynki od długopisu. Nie ustawaj, czekamy.

    OdpowiedzUsuń
  8. Mój ostatni aparat zachowuje się tak, jakby był permanentnie nawalony, także jeśli ktoś by kogoś przepił to raczej on mnie. Doprowadam go do porządku rozbierając do goła i fundując kąpiel w izopropanolu. Po takiej dawce alkoholu na jakiś czas trzeźwieje.
    Ale i tak jest progres, bo po ostatniej kąpieli zacząły mu działać ustawienia manualne. No i — co najważniejsze — w końcu uświadomił sobie, że ma poważny problem i teraz każdą sesję zaczyna od słów "Cześć, nazywam się Canon Powershot G5. Jestem alkoholikiem").

    Obscurna kamera jest ciekawym pomysłem, ale myślałem raczej o robieniu zdjęć ołówkiem lub piórkiem i węglem (kultowa metoda fotografowania prof. Zina).
    Niestety dla odbiorców mogłoby to być nie do zniesienia ;-)

    OdpowiedzUsuń