wtorek, 27 grudnia 2011

Święta księga Woli

Święta przeszły, gwiazdka zwiastująca odleciała, trzej mędrcy
po raz 2011 przybieżeli do stajenki Króla Żydowskiego.
Otworzył się cykl, zakończony morderstwem na krzyżu i zmar-
twychwstaniem wielkanocnym.
Ofiarą był ten sam Król Żydowski, który w międzyczasie od swojego ojca-Boga otrzymał awans na stanowisko Króla Wrzechświata.
Oprawcami byli Żydzi, bo od króla własnego woleli rzymskiego cesarza.
Nie wiedzieli jednak, że władcy Wrzechświata są nieśmiertelni, i że skutkiem ich podłego uczynku będzie co najmniej 2011 lat chrześcijaństwa.

Tak więc, w pochodzie do wieczności mijamy wioski, miasteczka, katedry strzeliste, stolice piotrowe, wojny pogromowe, misje pokojowe, oraz kruc-
jatki i inne czyny chwalebne. Maszerują państwa, królestwa, narody całe
i kontynenty. A wśród nich tysiącletnia Polska Katolicka, a wśród Polski — Warszawa, a w Warszawie dzielnica Wola, na Woli urząd, w urzędzie KSIĘGA.



Tym ubogaconym wprowadzeniem, po raz kolejny nawiązujemy do Świętej Wolskiej Księgi, czyli "Woli ongi i dziś", wydanej 1939 lat po narodzeniu Chrystusa i 1906 lat po wydaniu go Judaszem.
Księgę powstala z inicjatywy Towarzystwa Przyjaciół Woli i można jej zasię-
gnąć w gablocie przy wejściu do urzędu. Oprócz zagabloconego oryginału jest także wersja łańcuchowa, dostępna każdemu pielgrzymującemu w celach urzędowych. (Przez krótki czas była również dostępna w sieci oficjalna wer-
sja elektryczna, ale zmyła się z niewiadomych powodów).

W powyższej publikacji, oprócz bardzo rzetelnych rozdziałów poświęconych wolskiej historii, gromkich fotografii i barwnych migawek kulturowych, można też znaleźć stosunek ówczesnych miłośników Woli do synów "narodu wybranego" — morderców Króla Izraela.

I tak np. w artkule "Garść wspomnień", Ignacy Grabowski, wieloletni członek TPW i ostatni wójt wsi Wielka Wola narzeka na "wszelkiego rodzaju żydków", którzy kładli kłody pod nogi Woli chrześcijan w jej pionierskim okresie —
gdy znalazła się w granicach Wielkiej Warszawy.

"Żydkowie byli w wielkiej zażyłości" z okupacyj-
nym wojskiem cesarza Wilhelma — wspomina Grabowski i po chwili uściśla:

"Nieomieszkali wykorzystywać tej zażyłości we wszelkiego typu zatargach z Polakami. Aż roiło się od szykan, donosów i t. p. Żydki czuli się jakby oni właśnie byli okupantami. Trzeba stwierdzić, że dzięki ich wystąpieniom stała się niejedna krzywda ludziom uczciwym i zacnym".

Grabowski opisuje dalej dramatyczne kłody na froncie kartoflanym i paskar-
skim, a jego przygoda z szajką braci Goldwasser doprowadza kłody wzajem-
nych relacji do zenitu.
Końcowy ustęp jest poświęcony zacnemu sołtysowi Woli, p. Szymańskie-
mu,
który przeciwstawiając się ordynarnym żądaniom "żyda w niemieckim mundurze" sprowadził na siebie gniew "Glasenappa z ratusza". Przypowieść ta jest utrzymana w epickim, nieomal biblijnym charakterze. Nikt nikogo co prawda nie ukrzyżował, ale pozostał smród i hańba.

[Dla zainteresowanych, reprint artykułu w oryg. ortografii jest tutaj].

Z kolei, w artykule "Kasa bezprocentowa jako czynnik samoobrony społecznej",  Józef Gaik, skarbnik TPW i prezes kasy dla handlu chrześci-
jańskiego "W jedności siła", opisując podsta-
wowe zalożenia działalności takich kas, apeluje:

"Musi powstać jak najgęstsza sieć kas bezpro-
centowych. opartych na natychmiastowości działania, zaufaniu i dobrej woli. Że uświado-
mienie w tym kierunku wzrasta, że drobne warsztaty chrześcijańskie przechodzą do ofen-
sywy w stosunku do polipa lichwiarskiego i brudnej konkurencji żydow-
skiej, świadczy mnożenie się ilości kas bezprocentowych i ich coraz świetniejszy rozwój".

[reprint tutaj].

*


"Wola ongi i dziś" jest książką absolutnie wartościową i powyższe fragmenty nie ujmują jej nic z takiej oceny, bo to tylko mały wycinek z 400 stron tekstu. Jednak to chyba nie jest dobry pomysł, aby wykładać ją w tabernakulum wolskiego urzędu i udostępniać petentom dla rozrywki. Przecież tą niepo-
prawną politycznie promocje dzielnicy mogą przeczytać dzieciaczki, może młodzież nowego chowu, może ktoś nieskażony historycznymi relacjami na linii my i oni.
Dla człowieka poszukującego, te archiwalne prawdy mogą być co najwyżej przyczynkiem do badania nastrojów lokalnego Towarzystwa Przyjaciół. Dziś i tak powszechnie wiadomo, że mrok wyssaliśmy z mlekiem matki i zdarzały się gorsze rzeczy, niż ongi na Woli.

Powyższe zauważenie idzie w sukurs świątecznych doniesień o plakacie promującym Warszawę.


11 komentarze:

  1. Rozumiem że wykonanie reprintu księgi przerasta możliwości technologiczne drukarstwa XXI wieku.

    OdpowiedzUsuń
  2. Mejbi któś się zawstydził?

    OdpowiedzUsuń
  3. W sprawie minionych świąt i świętej księgi oddajmy głos panu Dawidowi Halpern, 3cio planowemu bohaterowi rozprawy Wł. St. Reymonta dot. relacji inwestorskich i otoczenia biznesowego w dawnej Łodzi:

    "To tylko antisemickie gadanie, w które pan nie wierzy, bo pan dobrze wie, że płotkę zjada duży kiełbik, kiełbika zjada okoń, a okonia zjada szczupak, a szczupaka? Szczupaka zjada człowiek! A człowieka zjadają drudzy ludzie, jedzą go bankructwa, jedzą choroby, jedzą zmartwienia, aż go w końcu zjada śmierć. To wszystko jest w porządku i jest bardzo ładnie na świecie, bo z tego robi się ruch, robi się pieniądz."

    OdpowiedzUsuń
  4. Bo już Goethe w "Hamlecie",
    w scenie Fedry z Aidą,
    przepowiadał, że przecie
    Żydy idą a idą.
    (J.T.)

    OdpowiedzUsuń
  5. I stąd się wzięły idy marcowe, oraz kolejna zbrodnia żydowska.

    Marcin, przecież masz skserowany reprint na urzędowym łańcuchu.
    A co do zawstydzenia, to niewykluczone, że ktoś to wreszcie przeczytał i dlatego książka zniknęła z sieci. Chociaż raczej podejrzewam psie ogrodnictwo lub to, że ktoś mógłby się wreszcie połapać, iż wszystkie powojenne źródła o Woli są nieustannym przepisywaniem Księgi (z nielicznymi aberracjami odautorskimi typu "żółta karczma" z Szopenem w środku lub "karczma żelazna", od której jakoby wzięła swoją nazwę ul. Żelazna).

    GzD, b. zgrabna cytata z Wieszcza Kapitalizmu. Zmodyfikowałbym tylko "drudzy ludzie" na "zacni ludzie".

    OdpowiedzUsuń
  6. Gdzie mam (teoretycznie, bo moje jelita mają jakąś tam pojemność) reprint na łańcuchu, chyba wszyscy czytający wiedzą.

    Inna sprawa że na Allegro kupuję często dość unikalne albumy, wydane za PRL, przedstawiające np. Warszawę mocno przedwojenną (np. XIX wiek) i nikt nie wpadł na to, by zdjęcia te raz jeszcze oficjalnie upublicznić.

    Nie opłaca się. Widać autobiografie Rusin i Cichopek zdominowały rynek. Czekam na fotoalbumy z pogrzebu Hanki Mostowiak i Ryśka z "Klanu".



    Czy tu można kląć? W komentach?

    OdpowiedzUsuń
  7. Ty, jako Stały Rezydent-Komentator nie musisz o to pytać. Bylebybluzgi cieszyły oko jak XIX-wieczna architektura (z elementami odważnego modernizmu w sprawach żółci wyższego rzędu).

    Żartuję. Może być też funkcjonacjonalizm i wielka, chamska pyta staropolska.

    Co do zdjęć i albumów, to pewnie rozszemrały się do nich prawa autorskie po różnych organizacjach w odpowiednim czasie i nie jest to takie łatwe.

    Mnie tylko b. trudno jest rozumieć Archiwum Gabarytów — że to wciąż nie jest publicznie dostępne — że, trzeba iść Krzywić Koło i płacić, i czeekaaaaać, i znowu czeeeeekaaaaać, bo ktoś zapooooomniał włożyc zamówienie do odpowiedniego segregatora.
    Kiedyś o wiele więcej wydałem na komórę, żeby dowiedzieć się, czy już łaskawie przełożyli się do właściwej segregacji, niż miałem zapłacić za fotki.
    Ale może nastąpi kiedyś taki dzień, że AG wyląduje w sieci, tak jak ostatnio archiwum BOS-u.

    OdpowiedzUsuń
  8. Mam raczej taką dość przykrą konkluzję, iż wydawcy mają w rzyci takie rarytasy i wolą wydać przepisy kulinarne braci Ćwoczek niźli remake starego albumu z nieciekawymi zdjęciami, którego i tak nikt nie kupi.

    OdpowiedzUsuń
  9. Słuszna konkluzja w naszym rynkowym świecie.

    OdpowiedzUsuń
  10. Czy ktoś ma na dysku tą wersję internetową?

    OdpowiedzUsuń
  11. Ma. Ale lepiej sfocić sfocić w bibliotece, bo rozdzielczość była taka sobie. Biblia jest np. na Koszykowej, Świerczewskiego róg Żelazna i w bibliotece w Muzeum Woli.

    OdpowiedzUsuń