Pokazywanie postów oznaczonych etykietą archeologia. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą archeologia. Pokaż wszystkie posty

środa, 12 lutego 2020

Ziemia w czarnej fotografii


Arsenał po 1945 roku zimą.

środa, 1 sierpnia 2012

Chłodna 68, apdejt Wiechem

W którym nakreślimy okruchy przeszłości kamienicy, wykreślonej przez hitlerowca i Biuro Odbudowy Stolicy.


Karuzela nazwisk, dat i cyferek na cyferblacie kręci się mianowicie:

Na początku był wiek XVIII i kamienica p. Manowskiego.
Za Napoleona i w początkach cara posiadł ją p. Grabiński,
w połowie XIX w. pan Ignacy Płodowski, który z
amilkł w roku 1867, gdy  nadeszła pani Teofila Batogowska i jej sukcesory. Kilka lat później, hipoteczna Chłodna 912 zmieniła się w policyjny numer 68, rozebrano okopy Lubomirskiego i nieruchomość mogła wreszcie oglądać piękne, wolskie zachody słońca. Pod koniec lat '80-ych XIX wieku, sukcesory pochowały panią Tosię i sprzedały kamienicę p. Dominikowi Gałęzowskiemu. Ten długo się nie nażył i już w 1892 roku, jego spadkobiercy pozbyły się nr-u 68  w ręce p. Antoniego Manduka, lekarza wewnętrznego, specjalisty w kamienicach żółciowych.
Z żalem stwierdzimy, iż trudno jest nam wiedzieć, czy to wlaśnie on, czy jego Gałęzowscy poprzednicy zbudowali kamienicę, której domniemany fragment leży przy śmietniku.

Wylot Wolskiej na wschód. Z lewej, za rogatkami, kamienica nr 68.

Budynek miał podwójny adres: Chłodna 68 i Okopowa 2. Na zachodzie zaczynała się Wolska, rosły Wolskie Rogatki, uzdrawiał Wolski Szpital; tuż obok handlował Kiercelak. Przed I wojną, w kamienicy odbywała się 7-mio klasowa szkoła żenska p. Zaborowskiej. Pomimo buta carata uczono w niej w języku polskim.

Gdy carskie uciekły i nastała niemiecka okupacja, pod nr-em 68 mieszkał był Teodor Wiechecki, ojciec Wiecha. Nastoletni Wiech mógł wtedy do woli nasiąkać Wolą, Kierce-
lakiem, warszawską gwarą, czyli tym, co
później stanowiło podstawę jego wiechowatości. Dużą rolę w jego ukształto-
waniu mogły również odegrać: a. konsumpcja łakoci z, mieszczącej się na parterze, cukierni Lechowskiego,
b. używanie
do zabawy w piaskownicy miedzianych foremek z wytwórni p. Bukowieckiego oraz — lastbatnot list — c. obserwacja niezwykłych zachowań mąki ze składu p. Goldberga.

Szpital Wolski w l. '30-ch: w głębi z prawej czai się kamienica Wiecha.
Na drugim foto, rogatka pod nr-em Wolska 2, stojąca przed budynkiem Chłodna 68/Okopowa2 (z lewej strony za rogatką, fragment ściany szczytowej szpitala, dalej w perspektywie — pl. Kercelego).

Między wybuchem niepodległości a wojną nr 2, na Chłodnej kontynuowano żeńską naukę — tyle że już w gimnazjum pani Michalskiej, cukiernię Lechowskiego prowadziła już jego córka, Karolina, odważnie wkraczały się w handel składy wag i odważników p. Jelińskiego oraz tabaczny — p. Nuswalda, zaś pan Giwercman sprowadził sobie magazyn czapek i kapeluszy pt. "Rex".
W dochodowej branży nadziei operowala pani Haładejowa, prowadząc kolekturę loterii państwowej i wabiąc przechodniów hasłem „Szukasz szczęścia? — Wstąp na chwilę!".

Oprócz powyższych, przez Chłodną przewinęło się wiele nazwisk. Niektóre
w międzykresie, inne wcześniej. Dla porządku i hołdu wystąpmy je do apelu:
Jankiel Lew, galanteria! Karol Geiser, przemysłowiec! Stanisław Gerwat, drukarz! Edward Schmidtke, piekarz! Edward Muszyński, rzeźnik! Moszek Markowicz, galanteria! Emilia Kluczyńska, krawcowa! Icek Kamlot, zegarmistrz! Romek Buckart, wędliny! Stefan Chrzanowski, inżynier! Dawid Pszczoła, sklepikarz!

Istnieje kilkanaście zdjęć kamienicy: w Archiwum Gabarytów, w NACu
czy w niemieckim Bildarchiwum (tutaj z '39 r., via Wikipedia i widać na nim wyraźnie zniszczony szyld z hasłem o "szukaniu szczęścia").
Jednak najbardziej niesamowite chwile za chwilę wyświetlimy, a pochodzą
z archiwum Papa/papu/pap i jego nieprawdopodobnej kolekcji warszawskich fotografii z pierwszych lat po wojnie.

Zapraszamy z lupką na film. Vuala!

Pierwsze ujęcie to ujście Chłodnej, wejście w Okopową, zrobione z Towarowej. Ujęcie drugie jest zrobione z tego samego miejsca i dotyczy narożnika vis a vis Chłodnej 68 — Wolskiej 4 ze spalonym szpitalem i fragmentem kamienicy Wolska 3 po nieparzystej stronie.


Bajdełej, czy ktoś ze słuchaczy poszedł iść stanąć o siedemnastej?

środa, 28 marca 2012

Antygloger i Cygani

Długa ciekawostka etnoznawcza od naszego koresspondenta
z Tykocina, Zygmunta Glogera. Ten znany słynny badawca krajowego folkloru zabierze nas w bajkową podróż po tajnych operacjach świata cyganów.
To zarazem ważny głos w dyskusji o atmosferze.



Oryginalna wersja listu dla wzrokowców
i szybszego szczytania >

Wersja tekstowa, z ambientem >
Listy od korresspondentów.
Tykocin. Korrespondent nasz w liście z d. 27-go kwietnia pisze co następuje: Prawdopodobnie jeszcze nigdy tyle band cygańskich nie wtargnęło do naszego kraju, co w roku bieżącym. Uzbrojeni w pasporta zagraniczne, po większej części austryackie, imponując wielkością karawan i wrzekomem bogactwem srebrnych guzów, przedstawiając się za kotlarzy, w dowód czego wożą kotlarski warsztat z sobą, kradną na potęgę wszystko co się da. Kto się dziś na wsi nie przypatrzył temu wyzyskiwaniu, pojęcia o niem mieć nie może. Karawana złożona z kilku, a czasem kilkunastu długich węgierskich wozów, zatrzymuje się zwykle na jakiemś pustkowiu, w zaroślach, niedaleko łąki i gościńca. Pomiędzy dwoma wozami równolegle ustawionemi, zawieszają na drągach dwie olbrzymie, czarne od dymu płachty. Pomiędzy temi płachtami u stropu pozostawiają duży otwór dla dymu z ogniska, które rozniecają wśród takiego namiotu. Po roztasowaniu się w upatrzonem miejscu, rozbiega się czereda po okolicznych wioskach, zostawiając niektóre dzieci, a czasem i kogoś ze starszych do pilnowania obozu. Nigdy Cygani nie idą razem z Cygankami do wsi lub dworu, ale oddzielnie. Są tego pewne powody, a mianowicie najprzód odrębny kierunek działalności. Cyganki idą w dzień, natrętnie żebrzą, wróżą, kładą kabały i kradną z niepospolitą zręcznością wszystko, co się nawinie pod rękę, a zwłaszcza drób domowy, przędziwo, odzież, sprzęty miedziane i srebrne. Cyganka, trzymająca na ręku niemowlę, zapytana przezemnie, gdzie najprzód ukrywa skradziony przedmiot, odpowiedziała najnaturalniej, że chowa pod dziecko. Każda Cyganka, idąca do wsi, ma zawsze przy sobie garść zboża, którem zwabia kury dla łatwiejszego ich schwytania. Gdy kilka Cyganek idzie razem, jedna zwabia, drugie napędzają drób do ręki. Która powróci do obozu bez żadnej zdobyczy, otrzymuje od swego męża lub ojca pewną ilość szturchańców lub harapów po grzbiecie. I to jest powodem, dla którego mężczyźni Cygani nie towarzyszą żonom i córkom do wiosek, nie mogliby bowiem w razie niepowodzenia wyprawy, wkładać całej odpowiedzialności na kobiety.

Operują oni w inny sposób. Zachodzą wszędzie, dopraszając się z równą natarczywością o jałmużnę, o siano dla koni i niby to o robotę kotlarską. Przy tej sposobności przypatrują się, gdzie zamykane są na noc świnie i konie, w którym domu większy dostatek. W nocy idą kraść żywą zdobycz lub przez wydartą w słomianym dachu dziurę zabierają ze strychu gromadzone często przez całe lata zapasy zamożnego gospodarza. Dla koni swoich, w razie braku siana i koniczyny, kradną z pola zboże. Sam widziałem, jak dzieci cygańskie okruszały ze snopów dla koni na wielkie drewniane misy kradzioną pszenicę. Na dowód, że kradzież musi się dobrze udawać, niech posłuży ten fakt, Cygani żyją prawie samą wieprzowiną i drobiem, a nikt jeszcze nie widział chyba, aby gdzie nabywali za pieniądze podobne produkta. Na jarmarki śpieszą skwapliwie, bo są one pożądanem polem dla ich przemysłu. Z ukradzionym koniem Cygan umyka w inną okolicę, proponując po drodze sprzedaż lub zamianę swej zdobyczy i przyjmując nieraz konia gorszego, ale nie kradzionego, z którym nie potrzebuje się ukrywać. Cygani nigdy nic nie kupują, a często sprzedają różne rzeczy, nawet towary. Pracy, ani przednówku oni nie znają, podatków żadnemu rządowi nie płacą, sami dobrze wyglądają i konie mają zwykle tłuste. Gdy kto Cyganom wymawia, że nie pracują, tylko żebrzą i kradną, odpowiadają z całą wiarą wschodnich ludów w przeznaczenie i fatalizm, że na to się Cyganami porodzili, aby żebrali i kradli, a chybaby Pana Boga w niebie nie było, żeby Cygan musiał pracować. Wiara ta udzieliła się poniekąd i naszemu ludowi w jego pojęciach o Cyganach. Darmo bić wilka — mówi chłop — zawsze on będzie dusił barany, kot będzie łowił myszy, a Cygan będzie kradł. Cyganki złapanej na złodziejstwie nie oddają nigdy w ręce sprawiedliwości, a nawet bardzo rzadko Cygana, poprzestając na odebraniu zdobyczy i co najwyżej szturchańcach. To też kara dosięga Cyganów nie więcej niż za jedną z tysiąca popełnionych kradzieży, a stanowiące karę kilkomiesięczne więzienie, jest oczywiście tylko wypoczynkiem po trudach.
Cyganka pochwycona na kradzieży nie traci bynajmniej rezonu; powiada, że kto ją uderzy, temu narzucona przez nią choroba ręce pokręci, a i rękę, która odmawia wsparcia Cygance, także coś podobnego spotkać może. Cygan złapany na uczynku prosi o litość i przebaczenie, ale ostrzega zarazem, że gdyby tego nie otrzymał, to wielkie nieszczęścia spotkają głuchych na jego prośbę. Argumenta te osiągają zwykle pożądany dla Cyganów skutek, co zapewniło im wyjątkowo korzystny proceder bytu i bezkarnego eksploatowania biedniejszych warstw naszego społeczeństwa. Ofiarą bowiem kradzieży padają głównie ci, którzy mają najlichsze zamki, nie utrzymują stróżów do nocnego pilnowania i latem idąc do pracy w pole, pozostawiają domy na opiece dzieci.

Jak widzimy, Cygani, korzystając z ciemnoty naszego ludu i jego wiary w możliwość wszelakiej zemsty, wyzyskują tym sposobem nasz lud na korzyść swoich kieszeni. Przez kilka miesięcy kradną albo wyłudzają; wyeksploatowawszy jedną okolicę, gdy policya zaczyna ich prześladować, przenoszą się do innej, i tak wędrują na zimę ku południowi, żeby z nastaniem wiosny ponowić swoją inwazyę.

Już w roku 1607 żądano przymusowego wydalenia Cyganów z granic kraju. Nie nastąpiło to jednak w skutek oppozycyi posłów, którzy dowodzili, nie można wypędzać ludzi wolnych, wśród których znajduje się wielu dobrych rzemieślników, jako to: kowali, kotlarzy i ludwisarzy, czy odlewaczy cyny i miedzi.

Ale od owych czasów stosunki zmieniły się zupełnie. Mamy dostatek własnych kowali, a nawet kotlarzy i ludwisarzy w kraju, którym obowiązani jesteśmy dać przed innymi zarobek. Goście zaś cygańscy zajmują się dziś prawie wyłącznie rzemiosłem kradzieży i rabunku, a dla samego bezpieczeństwa nikt nie może prezentować im swojej stajni, koni, naczyń miedzianych i t p. Protekcya więc, która przed trzystu laty mogła być dowodem ludzkości i rozwagi, dziś byłaby sankcyonowaniem grabieży i próżniactwa tych dzikich pasorzytów południa.

Zygmunt Gloger

piątek, 10 lutego 2012

Skarb

Wczoraj odbyło się niewybuchło na metrze.
Naszem zdaniem nie byle jakie, bo od tzw. "Grubej Berty", czyli wieeelkiego 60-cm moździerza na gąsiennicach o imieniu własnem "Ziu", który zabijał nas spod pomnika Sowińskiego na Woli.

Widzimy: czterech Niemców, (z prawej Niemiec nr 1), machinę, bombę
i gen. Sowińskiego w tle.

Ostrzał z tej armatki jest jednym z najmodniejszych i często przywoływanych epizodów powstania. Pocisk ważył prawie 1,5 tony i gruchotał jednorazowo całą kamienicę. Moment trafienia w Prudential odnotował slynnem zdjęciem Braun "Kris", a Lokajski "Brok" zapamiętał aparatem rozbrajanie pocisku, który wpadł do "Adrii" rezygnując z eksplozji (podobno we wnętrzu znaleziono kartkę z txtem po czesku: "Ten pocisk nie wybuchnie"; tutaj jest fajna relacja z tego niewybucha); również w komedii "Skarb" niebuchnięty Ziu-pocisk odgrywa znaczącą — bo tytułową — rolę; filmowo opiewali go także Niemcy w jednym z wochenszalów z IX 1944.

W sieci jest dużodużo do prześledzenia na temat armatki i jej przygód
w rozwalaniu Warszawy. Także można się głębić dalej.


Cytat obrazkowy z GW.
Widzimy: dwóch Niemców, "bombę" i bomby operatora. 


Wracając we wczoraj, to wydaje się nam, że wywiezienie i rozwalenie takiego "skarbu" na poligonie to hańba, absmak i ja panu nie przerywałem! To bar-
dziej antywarszawski gest, niż nie nazwanie Pasty "świętokrzyską pastą"!
Już w 2003 roku, gdy znaleziono taki sam pocisk na Zielnej, dziwiło nas, że nie przygarnęło go jakieś muzeum (tutaj jest notka; po uiszczeniu 2,46 + vat można przeczytać dlasze 60% treści).

Czy istnieje w tym mieście udęczonem jakakolwiek myśląca osoba urzędowa, myśląca kalibrem 600 milimetrów?

czwartek, 9 lutego 2012

Zapomniany sąsiad

Wczoraj, nasz utajniony koresspondent pod-
wodny doniósł, że wp.pl wirtualnie doniosła,
że gazeta "Bezpłatne Echo" bezpłatnie doniosła, że z mieszkania na Okopowej 20 straż miejska wyniosła szkielet.
Powstał on na skutek braku walorów zapacho-
wych i spostrzegawczości sąsiadów.
"Echo" spekuluje, że zmiana konsystencji lokatora mogła trwać 5 lat i dopiero wysokie zaległości w czynszu spowodowały, iż ktoś (wolski ZGN) złożył mu wizytę.

Pierwotna przyczyna zwłoki ma być znana po dokonaniu sekcji szkieletu.

czwartek, 2 lutego 2012

Konsternacyjny

Kilka dni temu odbyły się huczne obchody Dnia Pamięci o Ofiarach Holo-
caustu i — jak co roku — przed szereg wyszedł szereg pomysłowych akcji upamiętniających. Jedni bawili się w esesmański glamour ku przestrodze, inni balowali we Wiedniu*.

Nawiązując się w ten styl lekkiego pamiętania, wyświetlimy nieznaną kartę
z obozowej demonologii.



O pamięci, przypomina z umorem także nasz stały koresspondent holocau-
stu z Bydgoszczy:


 __________
* informacja doniesiona przez GzD; rycina via Gazeta Toruńska.

środa, 18 stycznia 2012

Za Olzą leje

W bydgoskim cyklu "Od morza do morza", po skromnym występie wroga wewnętrznego przenosimy audycję na południe, gdzie jeszcze większy policzek i hańba piecze od zewnątrz.

Włala! Już cwałuje/szarżuje prasowka-tytułówka:




Jak widać na powyższym wykończeniu pędzlem, jakoś poradziliśmy sobie
z barbarzyńską Bohemią;  skorzystaliśmy z nawiniętej się szansy monachijskiej, którą Kurier z Bydgoszczy przedstawiał z należytym szacunkiem i powściągliwościa:


Dzięki tym drobnym przetasowaniom granic, wszystko mogło zawrócić
do właściwych dobrosąsiedzkich proporcji i skupić na współzawodnictwie
w łuskaniu wroga wewnętrznego.


Jak wiadomo, i tak wygrali Niemcy, pozostawiając po sobie Nowy Ład, nigdy więcej wojny i polskie obozy koncentracyjne.


poniedziałek, 16 stycznia 2012

Listy z Warszawy > Strefa zagrożona Tytusem


W uzupełnieniu poprzedniego wejścia, Kurier z Bydgoszczy naświetla rozwiązanie trudnej kwestii listami od słuchaczy z walczącej Warszawy:


Bojową postawę Polaków szybko docenił zachód. Ciepłe słowa padły m. in. znanymi antyustami Juliusa Streichera z "Der Stürmer":


Radiofobia

Halo, hallo, łączymy się z Gnieznem prapolskim, który via kurier
z Bydgoszczy przekazuje co mianowicie:


Portret po wsze czasy, jest hołdem pośmiertnym, albowiem przywódca narodu zgasłbył właśnie.
W tej samej audycji pada tren poety p. Norberta, który tak oto zaświadcza wstrząsajacą pustkę po panie Romanie:

I rozdarł serca nasze grom,
Kirem żałoby okrył lica,
A straszna wieść jak błyskawica,
Smutkiem okryła polski dom! [...]



Reklama, kończy to przykre wejście antenowe.


sobota, 14 stycznia 2012

Ubój


Obecnie, przerzuciliśmy się z ogniskowania w GW na Kurier bydgoski. Ładna gazeta, ładna winieta, bardzo chrześcijańsko i skrajnie narodowo wewnątrz; dużo ciekawostek krajowych.
Największe wrażenie robią jednak tematy futurystyczne — w dodatku, pisane w przedzień daty, która wszystkich zmasowała mianownikiem boju
i uboju.

[Nawiąujemy niedelikatnie do Czasu przeszłego i futuryzmu rzeźniczego na Kole].

niedziela, 8 stycznia 2012

Archeologia oświecenia


Obserwujemy wlaśnie stanowisko oświetleniowe z epoki kruszywa prefabrykowanego, datowane na 2 poł. XX wieku.
.

Na Kasprzaka jest jeszcze inna ciekawostka wertykalna — Drzewo Świętego Marcina. Wyrasta przy Teatrze na Woli i jest obiektem kultu kultury dendrologicznej, oraz miejscem spotkań aktywu lokalnej Socjaldemokracji.


I jeszcze z rozpędu skręcimy w Skierniewicką, wzdłuż której rośnie cała aleja mutantów.


Dawno temu, po przeciwnej stronie ulicy, była stolarnia b-ci Daab
i nietypowy wygląd drzew jest spowodowany chuligańskimi wybrykami stolarskiej braci.
W Warszawie na Skierniewickiej powstaje obecnie zestaw apartamentów
o nazwie "Skierniewicka City".

poniedziałek, 5 grudnia 2011

Zebra, kaliber 7,65

DISKLAMER: Poniższy materiał służy wyłącznie celom badawczym, nikogo nie popiera i nie lubi. Równocześnie jest nastawiony na popularyzację historii, oraz popularyzację zabijania wśród jak najszerszychrzeszy Polaków.



Wdepnęliśmy ostatnio w Niewiadomskiego i oprócz wielu mrocznych nie-
wiadomych zastanowił nas brak jasności w temacie narzędziowym. Zbrodniczy instrument opisuje się jako: rewolwer, pistolet, hiszpański brauning kal. 7,65, browning małokalibrowy, oraz pistolet-rewolwer dzie-
sięciostrzałowy typu hiszpańskiego

W panującej nam miłościwie kulturze zbrodni, mniej lub bardziej popkultowych zabójstw, oraz morderców-celebrytów istotny jest przecież każdy szczegół. Diabeł w szczególe tkwi, n'espa?
Zapewne każdemu brzęczą w uszach poezje typu: "22 listopada 1963;
Lee Harvey Oswald naciska spust Manlichera Carcano six point fajf milimetra..", "8 grudnia 1980; Mark Chapman strzela ze swojego Smith & Wesson .38 speszal..."
lub "...this is a .44 Magnum, the most powerful handgun in the world, and would blow your head clean off, you've got to ask yourself one question: Do I feel lucky?..."; czy wreszcie: "10 kwietnia 2010, godz. 8:41:06, prezydencki Tupolew Tu-154M de Lux nr boczny 101"...

Także po gruntownych, drobiazgowych i wieloklikalnych badaniach, możemy stwierdzić, iż Eligiusz Niewiadomski, artysta malarz symboliczny zastrzelił prezydenta pierwszego Gabriela Narutowicza z pistoletu Cebra* wz. 16 kal. 7,65 mm. № 78950.



Być może, ten diabeł przyczyni się do bardziej rzetelnego opiewania "człowieka zasad", a Polska wejdzie przebojem na zachodnią arenę zabójców!
Albowiem fraza: "16 grudnia 1921, Zachęta; gdy Narutowicz zatrzymuje się przed obrazem Ziomka, Eligiusz Niewiadomski, wyciąga spod peleryny dziecięciostrzałową Zebrę 7-point-65 milimetra i strzela prezydentowi po czwórkroć w plecy" brzmi odpowiednio popkulturalnie i ubogaca ją nowo-
czesną formą o wiele bardziej, niż ta archaiczna niezborność z hiszpańską pukawką.


__________
* Cebra: hiszp. zebra.


Kończymy część epicką i oddajemy głos komentatorom w studio!


  CZY WIESZ, ŻE?.. 
a. że mylenie pojęć pistolet-rewolwer jest bardzo typowe? Jest to taki sam syndrom jak nazywanie okrętu statkiem, czy schronu bunkrem. Jednak nie należy się tym zbytnio przejmować, jeśli jest się kobietą lub zwykłym człowiekiem. Do takiego nazewnictwa przywiązują skrajną wagę tylko militaryści w spodniach w panterkę lub wojsko.
Gorzej, jeśli te pojęcia myli sąd: (z sentencji wyroku na N.)

Generalnie, pistolet jest narzędziem, które ma magazynek, zaś rewolwer ma bębenek i używali go np. komboje.

b. że Cebra jest to pistolet bardziej znany pod nazwą Ruby?
Czy w ogóle zdawałeś sobie słuchaczu z tego sprawę?! Hiszpania produkowała go w kilkudziesięciu fabrykach i pod różnymi nazwami. W każdym razie, wariant nazwany zebrą trafił do Polski
i był etatowym pistoletem kawalerii lat '20-ych. Niewiadomski pojechał na ochotnika do wojny polsko-bolszewickiej, więc sobie kupił Cebrę w sklepie (mimo to, miał zakaz noszenia jej przy pasie).

c. że Ruby jest wzorowany na Browningu wz. 1903? że strzelał też nabojami brauninga? Być może, właśnie dlatego ta nazwa tak czę-
sto występowała w kontekście narzędziowym.. Np. wielki erudyta, kolekcjoner Włodzimierz Kalicki, w artykule z 2007 r. o zabójstwie Zawady, użył określenia "małokalibrowy browning". Zważywszy na dobrze opisany kaliber hiszpańskiej pukawki, był to błąd (mały kaliber to ok. 5,5 mm).

d. że Cebra/Ruby miał magazynek 9-cio kulkowy, ale po włożeniu jednej kulki w lufę, był już 10-cio kulkowcem? Stąd, pojawiające się podczas rozprawy określenie "pistolet 10-cio strzałowy".

e. że nazwę Ruby nosił na nazwisko również — Jack Ruby, zabójca Lee Oswalda? Wprowadza to nowe światło w i tak już mocno skomplikowanym tunelu prezydenckich morderstw.

f. że potencjalne narzędzie kultu zbrodni przekazano do zakładu medycyny sadowej UW i jego dalszy los pozostaje nieznany? Tip: należy szukać pod nr-em 78950.


g. że Ziomek, którego kontemplował Gabriel Narutowicz w chwili zabójstwa nosi tytuł "szron"? i że jego losy są również nieznane?

Teodor Ziomek (1874-1937), był przede wszystkim malarzem mrożących krajobrazów, z których co drugi nosił tytuł "zima". Ciekawe, czy obraz pojawiający się w filmie "Śmierć prezydenta" (na którego podstawie są 2 pierwsze ryciny) to oryginał, czy rekwizyt? Jeśli oryginał, to losy obrazu urywają się na filmie Kawalerowicza.



Porzucamy szybko duszną rusznikarnię artystyczną i natychmiast przechodzimy w ożywcze źródła:

1. Pasjonująca lektura z 1923 r. pod chwytliwym tytułem: "Proces Eligjusza Niewiadomskiego o zamach na życie Prezydenta Rzeczy-
pospolitej Polskiej Gabryela Narutowicza w dniu 16 grudnia 1922 r. odbyty w Sądzie Okręgowym w Warszawie dnia 30 grudnia 1922 roku. Specjalne sprawozdanie stenograficzne, mieszczące całkowity przewód sądowy, z podaniem dokumentów śledztwa wstępnego, przemówień stron, życiorysu i podobizny oskarżonego".

Pomimo, że pistolet bezimienny, to tam jest właściwie wszystko.
Plus niesamowite monologi Eligiusza. Na tej podstawie, zwrócimy się
do redakcyjnego psychiatry z prośbą o epikryzę oskarżonego.

2. Blog niejakiego Majors'a, którego już w 2010 r. nurtowały typy broni i uzbrojenia Eligiusza. Niewątpliwie, to właśnie Major doszedł do tych samych wniosków jako pierwszy w świecie.

3. Plakacik czcicieli celtyckiego krzyża i pedałowania, również — choć
w dużym uproszczeniu — wskazuje na Cebrę. A ponieważ narodowcy są bardzo przywiązani do celebry, można domniemywać, iż to właśnie oni są w posiadaniu pistoletu nr 78950, zaś narodowy grafik malował
z natury.

4. Bardzo porządny film Jerzego Kawalerowicza "Śmierć prezydenta" (1977). Dbałość o detale jest imponująca, Walczewski gra Eligiusza, zaś Piłsudski przedstawiony jest w klimacie płk. Kurtza z "Czasu apoka-
lipsy". Ale spluwa, pokazująca się przez ułamek sek., jest już fantazją.
 

wtorek, 29 listopada 2011

Wątki mesjanistyczne w obrazach Eligiusza N. w świetle ostatnich odkryć i badań

Do badań posłuży nam obraz zatytułowany "Lech".
Uruchamiamy rzutnik, et wuala!


Prawdopobnie była to wizualizacja narodowego super-
bohatera o imieniu Lech, ratującego Polskę przed każdym zagrażającym jej tarapatem.
W 1920 r. Niewiadomski ofiarował obraz Zachęcie, aby ta wystawiła go na sprzedaż i uzyskane pieniądze przezna-
czyła na cele obronności państwa. Kto i za ile kupił Lecha? — niewiadomo; w każdym razie, zlikwidowaliśmy wszys-
tkich swoich wrogów, zaś 2 lata póżniej, ubrany w pele-
rynę twórca Lecha, zlikwidował prezydenta na wystawie.

Przejdźmy do oświetlenia wątków prorocznych i pobocznych:
1. Sektor twarzoczaszki
— uczesanie "na Polskę", w jej granicach po '45 roku; widać Hel i jez. Łebsko
— wąsy w stylu Stocznia Gdańska
— spojrzenie: wilcze
— niebo: z "Dnia Niepodległości"
— pelerynka
2. Sektor odzieżowy
— mocno zaciśnięty zbójecki pas
— fikuśne rajtuzy
3. Sekcja zbrojna
— rewolwer


czwartek, 10 listopada 2011

Kuplety archeologiczne

Ponieważ redakcja wpadła w jesienny ciąg biblioteczny, będzie od czasu
do czasu wypuszczać różne wykopaliska. Mamy nadzieje, że takie kuplety
i antrakty, odciążą nieco poważny i surowy-operowy charakter panujących się tutaj audycji.

W dniu dzisiejszym, ujawniamy dramaty związane ze świętem, które zbliżyło nas już w poprzednich eterach, a minie jutro, punktualnie o godz. 11.11.11.
Czas START!

 < zoom



Prosimy też o szanowanie się i dozowanie umiaru podczas jutrzejszego obchodzenia.

poniedziałek, 7 listopada 2011

Lotem

Wersja kolekcjonerska reklamy Lotu — z błędem, bo wykonana w półbeczce
i bez podwozia.
(via Tyg. Ilustrowany 1938)



Dla porządku, jej wersja prawidłowa:

                         
W takim też wariancie (lewostronnym) samolocik lotu lata do dziś. Trochę się czepiając, to ten kierunek pasuje bardziej do hasła "wracaj lotem".